Spektakl - Mistrz i Małgorzata Rockowy teatrPREMIERA. Spektakl - Mistrz i Małgorzata Rockowy teatr. Kiedy: 2022-01-08, godzina 19:00:00. Gdzie: Łódź, ArtKombinat Scena Monopolis, ul. Kopcińskiego 62a. To wydarzenie już się odbyło. Sprawdź podobne. Udostępnij: Średnio 4.75 na 4 głosów.
Akcja „Mistrza i Małgorzaty” rozgrywa się na kilku planach. Najszerzej opisany to Moskwa lat 20. i 30. XX wieku. Akcja w tym planie toczy się dosłownie kilka dni – od momentu kiedy na Patriarszych Prudach ginie Berlioz, do czasu odejścia z Moskwy świty Wolanda. Bohaterowie przemieszczają się po różnych częściach miasta
Nie jest to kolejne tłumaczenie Mistrza i Małgorzaty! To zwieńczenie wielu lat pracy człowieka w równej mierze utalentowanego, co zafascynowanego życiem i twórczością Bułgakowa.Porównanie propozycji translatorskiej Krzysztofa Tura z poprzednimi przekładami Mistrza i Małgorzaty pozwala na konstatację, że najnowszy przekład jest
41K views, 149 likes, 12 loves, 9 comments, 16 shares, Facebook Watch Videos from Książki. Magazyn do czytania: Król powraca na Patriasze Prudy. W
. Muzyka to są czyste dźwięki, słuchowe barwy uczuć. Emocje muzyczne, bywa, skrywają się też w literaturze. Fascynujący przykład to powieść "Mistrz i Małgorzata". Irracjonalizm M. Bułhakow skrył w krystalicznej formie. Stalinowski koszmar terroru ubrał w szaty przypowieści. Totalitarny świat przemienił za pomocą słownej magii. Odwieczny bój dobra ze złem wpisał w lata 30. XX w. Intencją nowych tłumaczy była wierność ... w miłości. Jedynie zakochani w słowie nie zdradzą ducha książki. Entuzjaści muszą być jednak w pełni profesjonalistami. Zastanawiałem się głęboko nad przekładem rodzinnym. Ułatwienie to czy utrudnienie, kiedy tłumaczą najbliżsi? Sami możecie ocenić po zapoznaniu się z wywiadem. Bogdan Zalewski: Przede mną nowe tłumaczenie słynnej książki Michaiła Bułhakowa "Mistrz i Małgorzata", a moimi gośćmi są autorzy przekładu: rodzina Przebindów. Witam serdecznie. Leokadia Anna, Grzegorz oraz Igor Przebindowie: Witamy! Dzień dobry. Małżeństwo Leokadii Anny i Grzegorza oraz ich syn Igor. Obrazicie się na mnie państwo, jeśli nawiązując do powieści nazwę was rodzinną świtą tłumaczy? Można by tak powiedzieć. Przydałby się jeszcze jakiś Maestro, ale ja mogę ze względu na wiek wystąpić w roli Wolanda. A ja myślałem, że Mistrza! (Śmiech.) Nie mamy wprawdzie kota, ale mieliśmy przez 13 lat psa. Więc to też współgra. Ale nie Behemota? Nie. Stroszka. W nawiązaniu do filmu Wernera Herzoga? Tak jest. Stroszek był, prawdę powiedziawszy, kochanym psem, ale dużo mniej inteligentnym niż kot Behemot. To zapytam może o świt tej waszej świty. Kiedy zaświtała wam w głowach myśl, żeby tłumaczyć Bułhakowa razem, Pani Leokadio? Ta myśl powstała chyba w mojej głowie. Może to był kaprys. Nie tłumaczyliśmy do tej pory profesjonalnie żadnej książki. Razem! To się urodziło, kiedy upłynęło wystarczająco dużo czasu od poprzedniego tłumaczenia, tak żeby pomyśleć o potrzebie uwspółcześnienia tej książki, może dla nowych pokoleń? Zajmuje ona wciąż wysokie miejsca we wszelkich rankingach. Projekt się zrodził w głowie Ani w 2013 roku. Ja jestem historykiem, więc tutaj daty przypomnę. W grudniu 2014 roku przystąpiliśmy do dzieła, a po dwóch latach w listopadzie książka wyszła. Pani Leokadio, czy to pani mąż zaraził panią pasją do Bułhakowa? Czy to była taka pani naturalna potrzeba? Dla nas ta lektura pokoleniowa przedstawia sobą pewnie to, co dla naszych rówieśników. Mąż był zaangażowany znacznie bardziej w prace nad tą książką, bo przygotowywał przypisy do wydania w Bibliotece Narodowej. A ja wtedy opiekowałam się małym synem. Ojciec był autorem wstępu do drugiego tłumaczenia - Andrzeja Drawicza. Właśnie panie Igorze, jakie jest pierwsze Pana wspomnienie z dzieciństwa związane z Bułhakowem. To była trauma, czy raczej miła chwila? Była to jak najbardziej miła chwila. W tamtych czasach nie było dostępu do nowoczesnych mediów. Bardzo dużo się czytało. Ja czytałem właściwie przez cały czas. Miałem chyba jakieś dziewięć, dziesięć lat, kiedy sięgnąłem po Bułhakowa. Zacząłem go sobie czytać. Za namową rodziców, czy tak samotnie z półki pan ściągnął? Myślę, że to pewnie mi tata podrzucił, a potem sobie ściągałem już samemu, wracając do tej powieści, po raz drugi, trzeci, czwarty. Zacząłem ją sobie czytać po prostu cały czas. Oczywiście nie czytałem jej w całości. Za pierwszym razem najbardziej mnie cieszyły wątki karnawałowe, te w których świta Wolanda- Korowiew z Behemotem- biegają po mieście i wpędzają ludzi w kłopoty. Te fragmenty sobie czytałem wielokrotnie. One mi najbardziej utkwiły w pamięci od samego początku. Dodał pan do tłumaczenia tej powieści taki młodzieżowy "ząb"? Słyszałem o powiedzeniu "ale kocur!". Cieszę się, że pan redaktor słyszał o tym, bo starałem się propagować tego "kocura". Wyjaśnijmy, o co chodzi. To scena w teatrze Variétés, w której kot Behemot wykonuje przed zgromadzoną publicznością sztuczkę z piciem wody i chodzeniem na dwóch łapach. Wyciera wąsy chusteczką i wszyscy dookoła są oszołomieni, a jedna z osób na samym końcu, jako pointę - bodajże jest to charakteryzator - mówi "ale kocur!". To jest z jednej strony użycie młodzieżowego slangu sprzed paru dobrych lat. "Kocur" to określenie czegoś fenomenalnego i oszałamiającego. Byłem filmie na jakimś tam filmie i mówię ... Ale kocur! Ale z drugiej strony jest też ta warstwa dosłowna. I tutaj jest ta piękna zabawa językiem. To jest coś co mi siedzi w głowie od bardzo, bardzo wielu lat. Przez całe moje życie. Więcej jest takich uwspółcześnień? Pewnie uwspółcześnienia są w naszym tłumaczeniu na każdym kroku. To nie są tylko takie slangowe zwroty. Tak wiele slangu nie ma, bo rodzice mnie temperowali. Miałem dużo więcej pomysłów, jak można by wprowadzać takie wątki. : To pisz komiks! Był taki pomysł, by Iwan Bezdomny na pytanie Wolanda, czy zgadza się z poglądem Berlioza, że Jezus nie istnieje i że Bóg nie istnieje, odpowiedział: "No, raczej!". Jako proletariacki poeta mógł tak powiedzieć. Tak, ale z pewnych względów, takich jak wierność literze Bułhakowa a nie tylko jego duchowi, zdecydowaliśmy, że wykorzystamy inne sformułowanie. "A pan się zgodził z rozmówcą?" - pytał Woland właśnie w tej kwestii nieistnienia Boga i diabła. I u nas Iwan Bezdomny odpowiada- "Jak amen w pacierzu!". Uważam, że jest to o wiele lepsze. To prawda! Rzeczywiście. Bardziej aluzyjne. To aluzja do religii i jednocześnie antyreligii. Tam jest dalej w książce powiedziane, że Iwan pragnął wyrażać się dobitnie. Kwieciście. I obrazowo. À propos obrazów, dźwięków w tej powieści ... W "Mistrzu i Małgorzacie" jest sporo aluzji muzycznych. Sama powieść jest tak różnorodna stylistycznie, że można mówić wręcz o jej orkiestracji. A w państwa tłumaczeniu też była taka orkiestracja? Kto grał pierwsze skrzypce? I czy można państwa twórczą pracę porównać do gry na różnych instrumentach? To jednak było takie trio, powiedziałbym. Trio, do którego każdy wnosił to, co miał najlepszego. Nie zawsze, a może nawet najczęściej nie była to symfonia na początku. Były to różne polifoniczne, rozjeżdżające się na boki głosy. Ale dysonansów nie było, jakichś klasterów? Były. Były dysonanse. Było tak, że ktoś w zaciszu gabinetu, albo w nocy wymyślił frazę, która miała budzić podziw jego współpracowników. I budził też współautorów? Tak, ale budziło to niekiedy śmiech. Niekiedy dla zabawy zostawialiśmy jakąś frazę na dwa miesiące, żeby sobie tam pobyła, wiedząc, że ona potem zniknie. Ta książka poza tym, że jest tu wiele aluzji do muzyków, to ona sama w sobie jest "muzyczna". W naszym przekładzie, śmiem twierdzić, w jako pierwszym udało się oddać muzyczność zarówno pojedynczej frazy bułhakowowskiej, jak i poszczególnych, konkretnych rozdziałów tego dzieła, które jest w istocie symfonią. Ona się składa z 32 rozdziałów i z epilogu. I każdy rozdział trzeba było przeżywać na nowo, cieszyć się, trudzić się też nad jego przekładem od początku do końca, demaskować style. Tam jest 7 różnych poziomów języka! A wszystko to trzeba podać uwspółcześnioną, ale też nie za bardzo, polszczyzną. Takie rzeczy jak młodzieżowe "raczej!" to jest coś, co się szybko zestarzeje. My byśmy chcieli, żeby nasz przekład przetrwał, tak jak ten pierwszy, przez pięćdziesiąt lat i żeby się jeszcze nawet po półwieczu nie zestarzał. Bogdan Zalewski: Pan, panie Grzegorzu, zwrócił uwagę, że "Mistrz i Małgorzata" składa się z 32 rozdziałów i epilogu, co razem daje liczbę 33. To też nie jest bez znaczenia, prawda? Grzegorz Przebinda: To nie jest bez znaczenia. My tu bardzo podkreślamy - i syn Igor i żona Leokadia Anna- że bardzo ważne fragmenty w "Mistrzu i Małgorzacie" to są rozdziały eschatologiczne, od XXIX wzwyż, takie jak "Ważą się losy Mistrza i Małgorzaty", "Czas! Już czas!", "Na Worobiowych Wzgórzach" i ostatni XXXII - u nas zatytułowany "Przebaczenie i wieczysta przystań". Bardzo prosimy czytelników, żeby czytali i zwrócili szczególną uwagę, a wtedy zobaczą, jak pięknie się domyka ta powieść, zaczynająca się od rozmowy na Patriarszych Prudach, od odcięcia głowy Berliozowi. Może by tu członkowie mojej rodziny, tego teamu filologów- tłumaczy Przebindów- opowiedzieli coś o rozdziałach o Jeszui i Piłacie. Przecież to jest dopiero przestrzeń. No właśnie, ja tu wspomniałem o liczbie 33. To jest liczba lat Chrystusa, chociaż w powieści, w tej powieści w powieści, Chrystus ma około 27 lat, prawda? Skąd te różnice? Ale rzecz się dzieje w 33 roku. Różnice stąd, że nigdzie nie jest powiedziane w źródłach, w Ewangeliach, że Jezus miał 33 lata. Tak przyjęła tradycja, ale bez oparcia w źródłach. Bułhakow zastanawiał się nad tym i jest o tym w jego notatkach, brudnopisach zachowanych do dzisiaj w archiwum. Wspominam o tym w przypisach, bo ta powieść ma swoje przypisy. Właśnie. To jest kolejna książka w książce. Rzeczywiście bardzo przydatne są te przypisy. To, o co pan redaktor pyta, jest tam powyjaśniane. Bułhakow nawet w pewnym momencie zastanawiał się, czy ewangeliczny Chrystus w momencie ukrzyżowania nie miał aby 23 lat. Ostatecznie stanęło na 27. À propos tego Bohatera, to ja dowiedziałem się z przypisów, że przydomek powieściowego Jezusa - czyli Jeszui czyta się tak jak się pisze czyli Ha-Nocri a nie Ha-Nokri. To jest bardzo przydatne. Bezwzględnie! Igor Przebinda: Zdecydowanie! Powiedzmy to w radiu RMF. Powiedzmy to głośno, jak też to, że mówi się "nar-zan" a nie "narzan". Mowi się "butelkę nar-zana" a nie butelkę "nar-zanu". Czyli gruzińskiej wody mineralnej. Tak, kaukaskiej. Oczywiście, że "Ha-Nocri", a nie "Ha-Nokri" bo to oznacza "Nazarejczyk". To jest z hebrajskiego. Takie imię Jeszui spotykamy w Talmudzie. Przez to, że w pierwszym przekładzie napisane to zostało przez "c", to przyjęto tak z łacińska wymawiać nawet na scenie, nawet w audiobookach, co mnie osobiście bardzo razi. Nawet w przypisie byłem znacznie bardziej ostry, ale znana z łagodności moja żona - Ania- zaprotestowała i ja to usunąłem. Napisałem w przypisie, że wymawianie "Ha-Nocri" przez "k" świadczy o braku kultury. (Ogólny śmiech.) Przejdźmy może do samego przekładu jeszcze i tych imion bohaterów. Proszę wyjaśnić, dlaczego bohater ze świty Wolanda znany z poprzednich tłumaczeń jako Korowiow u państwa występuje pod nazwiskiem Korowiew. To jest moja domena. Tak jest w oryginale. W oryginale jest "Karowiew". Mieliśmy okazję wysłuchać tego w rosyjskim filmie Władimira Bortki z początku XXI wieku, w serialu znanym też u nas. Korzystaliśmy też z najnowszych opracowań archiwum bułhakowowskiego Jeleny Kołyczewy. To takie dwa opasłe tomy, gdzie bardzo dokładnie informuje, jak powinno być wymawiane nazwisko danego bohatera. To jest niby szczególik, taka jedna głoska, ale to jest dla mnie prawdziwa rewolucja! Rewolucja, która ma zakorzenienie w rzeczywistości. To jest przywrócenie sensów bułhakowowskich. To prawda. Przywróceniem takiego sensu jest również zmiana, która dokonała się już w pierwszym akapicie książki, kiedy pojawia się na scenie Iwan Bezdomny wraz z Berliozem. W drugim zdaniu książki opisywany jest Berlioz jako elegancki pan, który idzie w garniturze, a swój kapelusz trzyma w ręku "zgnieciony w pół". Tak było do tej pory. A to błąd, bo to jest kapelusz "pierożek". Bułeczka taka. Dokładnie tak. Czyż to nie jest rewolucja? To prawda. Elegancki bohater nie mógłby zginać kapelusza w pół! Elegancki mężczyzna nie mnie, nie zgina swego kapelusza w pół i Berlioz nie byłby w stanie tego uczynić. Mówimy tu o różnych smaczkach, a ja może przejdę do takich bardziej generalnych historii. Kiedy pierwszy raz czytałem "Mistrza i Małgorzatę" a było to na studiach polonistycznych w latach 80., to byłem przede wszystkim pod wrażeniem dowcipu i ironii Bułhakowa. Po prostu przy niektórych scenach wprost się zaśmiewałem. Teraz ta powieść raczej mnie przeraża. A państwa? Pani Leokadio ... Leokadia Anna Przebinda: Specyfiką tej powieści jest umiejętność splecenia w jednej narracji dwóch perspektyw czasowych i przestrzennych, z tym że są one w wielkiej rozpiętości. Jedna dotyczy sfery biblijnej a druga rzeczywistości Moskwy stalinowskiej. To wielkie zamierzenie! Udźwignąć taki zamiar twórczy to wymaga geniuszu pisarskiego. Igor Przebinda: Pan redaktor pytał wcześniej o rozdziały biblijne i oto jak przebiegały prace nad nimi. Do całej tej książki mamy stosunek głęboko emocjonalny i cały proces tłumaczenia był głęboko emocjonalny. Jednak rozdziały biblijne były pod tym względem najcięższe. Rozdział II "Poncjusz Piłat" zapamiętałem jako niesłychanie, piekielnie trudny do przetłumaczenia. Nomen omen "piekielnie". Tak jest. Liczne, piętrowe zdania Bułhakowa, które czasami ciągną się przez cały akapit, ciągną się przez pół strony. Są to opisy z niesłychanym rozmachem skonstruowane: architektura budowli, ogrodów, tego wszystkiego, co w Jeruszalaim tam stoi przed oczami Piłata, a jednocześnie przeplata się to z jego życiem wewnętrznym. To jest też dla tłumacza, który chce dobrze i umiejętnie przetłumaczyć coś takiego, zadanie karkołomne. Trzeba wejść w głowę Piłata! Chciałam się wtrącić. W pewnym momencie, kiedy Piłat obserwuje przygotowania do kaźni Jeszui, w jego oczach wybucha zielony ogień. To mogłoby się wydawać oksymoroniczne poniekąd zestawienie, nieuzasadnione w takiej powierzchownej lekturze. Ale gdy przypomnimy sobie, że opis tej sytuacji jest prowadzony z punktu widzenia Wolanda, który już właśnie w pierwszym rozdziale jest opisany jako posiadający ... zielone oko! Tak, jedno oko puste a drugie zielone. Cała rzecz nabiera swojej wymowy. I uzasadnia się. Diabeł tkwi w szczegółach. Diabeł tkwi w szczegółach. Zdecydowanie! I pamiętajmy jeszcze o dwóch ostatnich rozdziałach biblijnych, w których odbywa się między innymi rozmowa Piłata z Afraniuszem. Muszę tu powiedzieć, że postać Afraniusza wyrosła podczas tłumaczenia chyba na mojego ulubionego bohatera. On jest specjalistą, on jest profesjonalistą. Nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Posiada dostęp do wszystkich pieczęci w Jeruszalaim, można powiedzieć. A jednocześnie jest jednoznaczną metaforą, egzemplifikacją agenta NKWD. I Afraniusz jako agent NKWD odbywa rozmowę ze swoim zwierzchnikiem Piłatem na temat zabójstwa, które ma zostać wykonane, a potem na temat tego, jak zostało wykonane na zdrajcy Judzie z Kiriatu. I ta rozmowa jest wielopoziomowa, wielopłaszczyznowa. Tam się kryją dziesiątki rozmaitych znaczeń, ukrytych gdzieś pod słowami, pod zdaniami. Stąd potrzebna jest ta cała encyklopedia w postaci przypisów. Bo dopiero wtedy człowiek odkrywa, jak bogate jest to dzieło. To jest język ezopowy. Oni rozmawiają językiem ezopowym. Czyli takim aluzyjnym, pełnym zagadek. Mówił pan o różnicy pomiędzy śmiesznością, między satyrycznością a grozą. Kiedyś to była dla czytelnika, dla pana, jak pan wspomina, powieść bardziej śmieszna, a dzisiaj jest bardziej groźna. Ona bywa śmieszna. Są fragmenty przy których my też się zaśmiewaliśmy. Ale na przykład pierwszy rozdział, który u nas jest zatytułowany "Nie będziesz rozmawiał z nieznajomymi" ... Jak przykazanie ... Jak przykazanie, bo on w brzmieniu bułhakowowskim ma taki wymiar. Nie przekładaliśmy jeden do jeden, słowa do słowa, przekładaliśmy sensy. : Ducha powieści. : Przecież ten rozdział jest straszny tak naprawdę, gdy go się przeczyta. Tam, gdy Berlioz się dowiaduje, że zginie, to człowieka aż ciarki przechodzą, bo wie, że to jest nieuchronne. To jest zdanie, z którego czytelnik dowiaduje się po raz pierwszy, że Berlioz zginie. Kiedy to w oknach moskiewskich kamienic odbijają się załamane promienie słońca, zachodzącego dla Michała Aleksandrowicza Berlioza ... Po raz ostatni. To jest filmowa technika. To jest suspens jak u Hitchcocka. Naturalnie, że tak. : Ja uwielbiam to zdanie. Ile razy je czytam na głos, to przechodzą mi ciarki po plecach. I teraz też mi przeszły. Pan panie Grzegorzu pisze w posłowiu, że nie ma wciąż pomnika Michaiła Bułhakowa w Moskwie, prawda? I z tego powodu jest mi smutno. Ostatnio bracia Rosjanie postawili pomnik Iwanowi Groźnemu w Orle, jakąś statuetkę Stalina, o zgrozo, postawili! A do tej pory nie ma pomnika człowieka, który rozsławił Moskwę na cały świat. Liczyliśmy, gdy byliśmy teraz z moją żoną Anią w Moskwie, że zobaczymy pomnik na Patriarszych Prudach, bo go zapowiadano. Nie było go. Pan cytuje moskiewskiego bułhakoznawcę, który podejrzewa, że działa tutaj niewidzialna ręka niechętnej "Mistrzowi i Małgorzacie" Cerkwi, z którą ojcowie miasta muszą się naprawdę liczyć w czasach Putina. Ja tak podejrzewam. Nadal jest w Rosji swoisty zapis na Bułhakowa? Ze względu na ten "demonizm" właśnie? Tak podejrzewam. Zresztą i w Polsce takie głosy się rozlegają, że jest to powieść satanistyczna, co jest nieprawdą. Jednak na polskiej prawicy, gdzieś tam czytałem tekst ... Właśnie - w magazynie "Fronda". To bardzo ciekawy artykuł: "Czy ‘Mistrz i Małgorzata’ to powieść satanistyczna?" . Autor -Andriej Diomin- polemizuje z tymi tezami o satanizmie bułhakowowskim, ale cytuje tam tezę wykładowcy Moskiewskiej Akademii Duchownej. Według profesora Michaiła Dunajewa powieść Bułhakowa ma charakter absolutnie antychrześcijański. Jest pełna motywów gnostyckich, teozoficznych, masońskich, prezentuje zafałszowaną wersję dziejów Jezusa Chrystusa, a głównym pozytywnym bohaterem jest diabeł. Zgodziłaby się pani z takim sądem, pani Leokadio? No, nie! To są sądy skrajne. Powierzchowne. Tutaj mąż miałby swoje stanowisko do uzasadnienia. Ja bym bardzo chętnie wystąpił w audycji w takim pojedynku z głosicielem tego rodzaju tez i przepytałbym go ze znajomości "Mistrza i Małgorzaty". Sądzę, że byłyby tu problemy, aby podobnej tezy tekstem Bułhakowa dowieść. To głęboko chrześcijańska w sensie humanistycznym powieść, propagująca miłosierdzie, potępiająca złe czyny, ale nie człowieka. Jest tam współczucie, wyrozumiałość. Myślę, że taka dyskusja z głosicielem tezy, że "Mistrz i Małgorzata" to jest powieść satanistyczna, albo okultystyczna, to naprawdę nie byłoby ciężkie zadanie. Łatwo byłoby przeciwnika zrównać z ziemią. Mógłby to uczynić każdy, kto choćby dwa razy przeczytał tę książkę w całości. Tym bardziej, że mają państwo po swojej stronie ciekawych obrońców tej tezy o chrześcijańskim charakterze książki Bułhakowa. Mianowicie tak twierdziła też sławna rosyjska poetka Anna Achmatowa, czy literaturoznawca Michaił Bachtin. Cóż tu więcej powiedzieć? To są dwa piękne nazwiska. To są nazwiska ludzi, którzy stworzyli fundamentalne dzieło kulturowe, a jednocześnie byli nieustraszeni. Ja, gdy słyszę nazwisko, imię, otczestwo Anna Andriejewna Achmatowa, to cieszę się, dziękuję Bogu, że przychodzi mi się zajmować kulturą rosyjską przez tyle lat. Dzięki niej i takim jak ona osobom, dzięki Bachtinowi, Mandelsztamowi, Bułhakowowi, wierzymy w to, że jeszcze ta prawdziwa Rosja nie zginęła. A co państwo sądzą o tezach polskiego uczonego Adama Pomorskiego, sformułowanych w książce "Duchowy proletariusz"? On jednak znalazł ciemne strony rosyjskiej duchowości. Pokazał, że to jest właściwie główny nurt literatury rosyjskiej, taki właśnie gnostycki, mroczny, zabarwiony tą ciemną stroną ludzkiej i nie tylko ludzkiej natury. Adam jest wybitnym tłumaczem, wybitnym badaczem kultury rosyjskiej. Chwaliłem w druku jego tłumaczenia Dostojewskiego. Polemizowałem też z jego tezami. Wydaje mi się, że jego ogląd kultury rosyjskiej jest zanadto pesymistyczny. Gdyby ta kultura tylko taka była, to Adam Pomorski nie mógłby swojego geniuszu jako tłumacz i jej interpretator przejawić. A przecież przejawia to wielokrotnie. Jakie jest państwa przesłanie dla czytelników tego nowego przekładu? Ja bym bardzo chciał, żeby czytelnik ujrzał ducha powieści Bułhakowa i my walczyliśmy o to, by tego ducha w naszym tłumaczeniu przełożyć na język polski. Bardzo mi zależy na tym, żeby ta powieść dotarła do młodego czytelnika również. Założyliśmy na Facebooku stronę, która nazywa się "Mistrz i Małgorzata. Nowy Przekład" i ja tam wrzucam co jakiś czas akapity z naszego przekładu, czasami też jakieś przykładowe przypisy. Na razie to na razie raczkuje. Tworzy się jakiś nowy Massolit - internetowy. (Śmiech.) Na to liczę. Liczę na jakąś dyskusję. Liczę na to, że gdy ktoś przeczytał tę książkę, wypowie się tam; powie, że nasz akapit jest lepszy, że nasz akapit jest gorszy, że jest inny; że będziemy mogli podyskutować na przykładach konkretnych rozdziałów. Każde wielkie dzieło klasyka, nawet Szekspir, nawet Cervantes, mają prawo liczyć i doczekują się nowych przekładów. Więc nie przywiązujmy się niewolniczo do naszych wizji z młodości, twierdząc że tylko to nas urządza. Skoro Korowiew, to Korowiew. I spróbujmy się też nad tym zastanowić, co możemy nowego zobaczyć w tych pozycjach klasyki. Drogi czytelniku! Drogi mężczyzno, droga kobieto! Poczytajcie na głos fragmenty "Mistrza i Małgorzaty" w naszym przekładzie swoim ukochanym i zobaczycie, jak to działa! I tym przesłaniem kończymy wywiad z wybitnymi tłumaczami. Moimi i państwa gośćmi byli Leokadia Anna, Grzegorz oraz Igor Przebindowie. Serdecznie państwu dziękuję za te rozmowę. My też i tradycyjnie powiemy, że jesteśmy zachwyceni. MICHAIŁ BUŁHAKOW "MISTRZ I MAŁGORZATA" - FRAGMENT NOWEGO PRZEKŁADU: W tej samej chwili z kominka na dole wyskoczył bezgłowy, jednoręki szkielet, runął na ziemię i przedzierzgnął się w mężczyznę we fraku. Małżonka pana Jacques'a przyklękła przed Małgorzatą i blada ze wzruszenia, ucałowała jej kolano. - Królowo... - bełkotała madame Jacques. - Królowa jest zachwycona! - wołał Korowiew. - Królowo... - zdołał tylko wyszeptać urodziwy Jacques. - Jesteśmy zachwyceni - zawodził kocur. Rozwiązanie konkursu!Hasło: MEFISTO I JEZUS. Egzemplarze książki trafią do: Zbigniewa Kędziora z Katowic, Renaty Gil z Chełma, Mateusza Brajera z Trzebiatowa, Bogusława Szylkiewicza z Wieliczki, Mariusza Pankowskiego z Książa Wielkopolskiego, Adama Jarzębskiego z Krakowa, Łukasza Kluza z Zu den Alpen, Anny Horodeńskiej z Białegostoku, Barbary Legut z Kukowa i Marzeny Katarzyny Kostrzewy z Tarnowskich Gór. Gratuluję wygranym, dziękuję wszystkim uczestnikom i zapraszam serdecznie do kolejnej książkowej zabawy. Już wkrótce!
utworzył o 14:58 odpowiedzi [8] Sortuj: AweA 15:07 Czytelniczka "Mistrz i Małgorzata" - miałam kupioną kiedyś tam w tłumaczeniu Drawicza i źle mi się to czytało, jakieś takie zgrzytliwe to było. Kupiłam w tłumaczeniu Jana Cichockiego i jestem bardzo zadowolona! Klimat jego tłumaczenia pięknie mi pasuje do książki. Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post Przekład "Gatsby'ego" pióra Dehnela zjechała porządnie inna rasowa tłumaczka: Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post Mistrz i Małgorzata Dąbrowskich jednak lepsze nie tylko od Drawicza ale i tłumaczeń późniejszych z roku 2016 i 2017. Nie wiem jaki jest cel zlecania tłumaczenia tej samej powieści innym osobom, jeśli to dawne tłumaczenie jest takie dobre, nastrojowe. Tym bardziej, że kolejne tłumaczenia nie powalają, absolutnie nie powalają. A już wydanie tłumaczenia z objaśnieniami to... Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej Ja tylko o "Władcy pierścieni" mogę się wypowiedzieć, bo z pozostałych czytałam tylko jedną i tylko raz, nie wiem nawet w jakim tłumaczeniu, dawno to było. Wychowałam się na tłumaczeniu Skibniewskiej i długo było ono dla mnie jedynym słusznym, jednak po przeczytaniu oryginału dopatrzyłam się w nim pewnych może nie błędów, ale na pewno niedokładności. Podobno tłumaczenie... Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej Magda 16:45 Czytelniczka Wielkiego Gatsby'ego czytałam w tym drugim tłumaczeniu (nie Dehnela) i muszę powiedzieć, że bardziej od samej historii podobał mi się język tej powieści. Z drugiej strony, chyba nawet w jakiejś opinii na LC (nie jestem pewna), przeczytałam, że to tłumaczenie Dehnela jest lepsze, bo bardziej oddaje klimat. Może jest w tym trochę prawdy - ja w trakcie swojej lektury jakoś nie... Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej Czytam teraz "Wielkiego Gatsby'ego" w tłumaczeniu Demkowskiej-Bohdziewicz i jak na razie, nie mam się do czego przyczepić. Miło się czyta ;) (z drugiej strony nie wiem, jednak jakie jest tłumaczenie Dehnela). Jeżeli chodzi o "Mistrza i Małgorzatę", to wydaje mi się, że lepszej jest tłumaczenie Lewandowskiej i Dąbrowskiego, a przynajmniej ja tak uważam. Całą lekturę... Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej Po pierwsze '"Władca pierścieni''. Lepiej czytać tłumaczenie Frąców czy Skibniewskiej? To trzecie odrzucam na wstępie. Po drugie ''Wielki Gatsby''. Czytałem go w przekładzie Dehnela. Chciałbym spytać, czy tłumaczenie Demkowskiej-Bohdziewicz jest lepsze? Po trzecie ''Mistrz i Małgorzata''. Lepsze Lewandowskiej i Dąbrowskiego, czy Drawicza? Uprzedzam, że sprawdzałem w... Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej Iwona 02:05 Czytelnik Drawicz nie umywa się do Lewandowskiej. Może dlatego, że przekład Lewandowskiej czytałam jako pierwszy i w nim się zakochałam. A tu ciekawy artykuł w temacie: Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post Aby napisać wiadomość zaloguj się
Spis treści1 Dlaczego klasyka literatury ma wznawiane tłumaczenia?2 Na czym polega tłumaczenie literatury3 Problemy związane z tłumaczeniem Mistrza i Małgorzaty4 Ile jest tłumaczeń Mistrza i Małgorzaty?5 Klasyczne tłumaczenie Mistrza i Małgorzaty6 Tłumaczenie Mistrza i Małgorzaty Andrzeja Drawicza7 Tłumaczenie Mistrza i Małgorzaty Grzegorza Przebindy8 Tłumaczenie Mistrza i Małgorzaty Krzysztofa Tura9 Tłumaczenie Mistrza i Małgorzaty Jana Cichockiego10 Które tłumaczenie Mistrza i Małgorzaty jest lepsze?Mistrz i Małgorzata pióra Michaiła Bułhakowa cieszy się niezmienną popularnością. Wszystko za sprawą uniwersalnych wartości w przekazie i to pomimo faktu, że akcja książki rozgrywa się (między innymi) w latach 30. XX wieku w Moskwie. Zdecydowanie jest to powieść klasyczna i ponadczasowa. Warto jednak pamiętać, że o ile wartości wynikające z książki pozostają niezmienne, to jej przekład z czasem ulega dewaluacji. Z tego powodu co jakiś czas klasyczne dzieła literackie przekładane są na nowo. Pytanie zasadnicze brzmi – które tłumaczenie Mistrza i Małgorzaty jest lepsze?Chcesz tłumaczyć literaturę?Dlaczego klasyka literatury ma wznawiane tłumaczenia?Na wstępnie warto przytoczyć kilka powodów, dla których klasyczna literatura jest przekładana co jakiś czas. Jeden z nich jest szczególnie widoczny w przypadku Mistrza i Małgorzaty. Książka ta po raz pierwszy została przetłumaczona w 1969 roku. Z racji jednak czasów, w jakich się ukazała w Polsce oraz ze względu na fabułę, ten przekład zawierał w sobie liczne “skróty cenzury radzieckiej, a także złagodzenie sfer obyczajowych” (za: Paulina Małochleb, 2017).Cytując dalej wyżej wymienioną Paulinę Małochleb, “każdy przekład ożywia klasykę”. W tym stwierdzeniu jest sporo prawdy, co widać doskonale chociażby w odniesieniu do tłumaczenia Władcy Pierścieni. Wpływa na to kilka różnych czynników, w tym przede wszystkim te związane z dynamicznym rozwojem języka czytelnika. Mowa ewoluuje w dynamicznym tempie, stąd przekłady powstałe np. w latach 60. XX wieku mogą stać się niezrozumiałe i toporne dla współczesnego językiem zmieniają się również chociażby czynniki kulturowe i historyczne. Wpływają one znacząco na odbiór dzieła literackiego. Szczególnie takiego, jak Mistrz Małgorzata, które jest dziełem wybitnym, symbolicznym i mocno nawiązuje do obyczajowości, kultury, religii czy wreszcie kwestii stricte politycznych. To wszystko sprawia, że po ponad 50 latach tłumaczenie Mistrza i Małgorzaty należało odświeżyć i dostosować do współczesnego czym polega tłumaczenie literaturyOsobną kwestią pozostaje fakt, że każde tłumaczenie literatury jest de facto przeniknięte osobowością Tłumacza. Ostatecznie w pierwszej kolejności jest on czytelnikiem, który dokonuje własnej interpretacji dzieła, które dopiero później przekłada na język odbiorcy. Tym samym pełni rolę swojego rodzaju autora, który tworzy wersję książki możliwej do zrozumienia przez swoich praktyce więc tłumaczenie literatury wygląda zgoła odmiennie od tego, czego oczekują czytelnicy. Co do zasady czytają Mistrza i Małgorzatę po polsku chcą, aby tłumaczenie tej książki było wiernym odzwierciedleniem oryginału, będącej przekaźnikiem intencji autora. Niuanse te trafnie oceniła Bożena Witowicz na łamach Przeglądu:“Tłumacz tworzy dla czytelnika tekst na nowo, twórczo rozwija sensy, język i rytm dzieła, przy jednoczesnej trosce o zachowanie bliskości z oryginałem, w tym językiem autora. Ale wszelkich wyborów dokonuje sam, kierując się swoją wiedzą, umiejętnościami i własnym rozumieniem tekstu. I tak tłumaczenie nigdy nie bywa raz na zawsze skończone. Stąd się biorą nierzadko wielokrotne próby przekładu tych samych dzieł i tak różne ich wyniki.”Zamów tłumaczenie książek w TurboTłumaczeniach!Problemy związane z tłumaczeniem Mistrza i MałgorzatyW swoim opracowaniu Bożena Witowicz wskazuje również na pewne zagadnienia problematyczne związane z tłumaczeniem Mistrza i Małgorzaty. Wynikają one przede wszystkim z prostego faktu. Otóż sam Bułhakow zaczął pracować nad swoim dziełem w 1928 roku, jednak zmarł w 1940 roku, bez jego dokończenia. Wprawdzie zostawił wytyczne dla swojej trzeciej żony, niemniej sam rękopis był przez autora wielokrotnie poprawiany. Co więcej, w ciągu 12 lat pracy nad książką sam autor raz spalił swój te perturbacje sprawiły, że współcześni badacze wyróżniają sześć wersji Mistrza i Małgorzaty. Tym samym to, którą z nich Tłumacz przyjmie jako podstawę własnego tłumaczenia, będzie w znaczny sposób determinować ostateczny wygląd przekładu. Jako ciekawostkę należy też wiedzieć, że polscy Tłumacze co do zasady wykorzystują cztery wersje oryginału. Wystarczy nawet krótkie porównanie, aby stwierdzić, że nawet te wersje w znaczny sposób się od siebie różnią, począwszy od linii fabularnej, na pojedynczych słowach i zdaniach jest tłumaczeń Mistrza i Małgorzaty?O konieczności dokonania nowych tłumaczeń Mistrza i Małgorzaty niech świadczy fakt, że jeszcze do niedawna istniały w zasadzie wyłącznie dwa przekłady. Pierwszy z nich, uznawany za “kanoniczny”, to przekład autorstwa Ireny Lewandowskiej i Witolda Dąbrowskiego z 1969 roku. Po ponad 20 latach, konkretnie w 1995 roku, światło dzienne ujrzało tłumaczenie Mistrza i Małgorzaty autorstwa Andrzeja Drawicza. Co ciekawe, 5 lat wcześniej – 1990 roku – opublikował pierwsze na świecie wydanie krytyczne powieści Bułhakowa, opatrzonego własnym przychodzi 2016 rok i ukazują się w jednym czasie aż dwa nowe przekłady. Nakładem Fundacji Sąsiedzi ukazało się tłumaczenie autorstwa Jerzego Tura, z kolei nakładem wydawnictwa Znak książka ukazała się w przekładzie Grzegorza Przebindy wraz z rodziną. Rok później, a dokładniej w 2017 roku, tłumaczenia dokonał Jan Cichocki, które ujrzało światło dzienne dzięki wydawnictwu Bellona. Co istotne, każdy z tych Tłumaczy jest równocześnie literaturoznawcą, bułhakoznawcą i każdy z nich może pochwalić się pokaźnym dorobkiem naukowym. Teoretycznie więc powinno to być z korzyścią dla nowych wersji przekładów tego wyżej wspomniano o dosyć sporej ingerencji cenzury radzieckiej w pierwsze polskie tłumaczenie Mistrza i Małgorzaty. Zgodnie z tym, co napisała Monika Sadowska na łamach Acta Polono-Ruthenica, powodem takiej deformacji tekstu był fakt, że przekład Ireny Lewandowskiej i Witolda Dąbrowskiego powstał na podstawie fragmentów książki Bułhakowa opublikowanych w 1966 i 1967 roku przez miesięcznik Moskwa. Siłą rzeczy widać w nich mocną ingerencję radzieckich służb. Polski przekład tychże fragmentów ukazywał się kolejno w latach: 1969, 1970 i 1973. Z uwagi na ówczesne uwarunkowania geopolityczne, również polskie tłumaczenie Mistrza i Małgorzaty nosiło wyraźne znamiona wyżej wspomnianej cenzury. Pełny przekład całej książki ukazał się w Polsce dopiero w 1980 Mistrza i Małgorzaty Andrzeja DrawiczaSkoro więc pierwsze tłumaczenie Mistrza i Małgorzaty opierało się na ocenzurowanych wersjach oryginału, polski rynek musiał się doczekać wznowienia przekładu. Tak się stało za sprawą Andrzeja Drawicza, którego tłumaczenie ukazało się w 1995 roku. Jak stwierdził sam Tłumacz, wziął na warsztat ponownie dzieło Bułhakowa, ponieważ “praca I. Lewandowskiej i W. Dąbrowskiego była węźlasta i kolczasta”.Niemniej, jak mówi Grzegorz Przebinda w wywiadzie dla również i ten przekład nie oddawał całości sensu dzieła Bułhakowa. Głównie dlatego, że opierał się na wersji frankfurckiej, w której brakuje niektórych zdań, występują również liczne przeinaczenia. Właśnie to było powodem, dla którego G. Przebinda wraz z rodziną podjęli się ponownego przekładu Mistrza i Mistrza i Małgorzaty Grzegorza PrzebindyTym samym na jesień 2016 roku ukazało się nowe tłumaczenie tejże książki. W odróżnieniu do wcześniejszych publikacji, ich wydanie Mistrza i Małgorzaty zawiera liczne fragmenty, które przywrócili na kartki, a które wcześniejsi Tłumacze je pominęli. Tak było chociażby w 13. rozdziale, w którym pierwotnie Bułhakow zamieścił wątek o Alojzym Mogaryczu, który przyszedł do piszącego książkę Mistrza, którego następnie zdradził, aby przejąć jego mieszkanie. Jak twierdzi G. Przebinda:“Bułhakow napisał ten fragment, bo podejrzewał, że w realnym życiu zdradził go konkretny przyjaciel. Gdy wyszło na jaw, że się mylił, kazał ów fragment usunąć, co też żona pisarza uczyniła. Lidia Janowska także nie włożyła tego fragmentu do książki, nie umieścił go w swoim tłumaczeniu Andrzej Drawicz, ale my postanowiliśmy go przywrócić. Bez tego fragmentu byłoby trudno zrozumieć ciąg dalszy wątku o Mogaryczu, pojawiający się w rozdziale dwudziestym czwartym “Odzyskanie Mistrza”. Zachęcamy do lektury, by zrozumieć więcej.”Tłumaczenie Mistrza i Małgorzaty Krzysztofa TuraW tym samym roku ukazało się tłumaczenie Mistrza i Małgorzaty pióra Krzysztofa Tura. Poza odświeżoną wersją powieści, samo wydanie zostało wzbogacone o dodatek Czarny Mag, zawierający fragmenty ze wczesnej wersji książki z lat 1928-1933. Jako czytelnik znajdziesz tam dodatkowo poglądowe zdjęcia ówczesnej architektury Moskwy, czyli Soboru Chrystusa Zbawiciela. Fotografie przedstawiają również sceny z codziennego życia, takie jak uliczne legitymowanie, wyobrażenia Behemota i wiele Mistrza i Małgorzaty Jana CichockiegoWreszcie przychodzi rok 2017, w którym światło dzienne ujrzało tłumaczenie Mistrza i Małgorzaty autorstwa Jana Cichockiego. W odróżnieniu od wcześniejszych przekładów, ten Tłumacz oparł swój przekład na ostatecznej, szóstej wersji powieści, która powstała w latach 1938-1940. W tej wersji książki również znajdują się fragmenty, wycięte wcześniej przez radziecką cenzurę. J. Cichocki starał się przybliżyć polskim czytelnikom czasy, w których rozgrywa się cała akcja Mistrza i krytycy podnoszą jednak argument, że część zabiegów, wypełniających świat przedstawiony, nie mogły mieć de facto miejsca, ponieważ odnoszą się do polskich realiów. Wystarczy wspomnieć tutaj chociażby fakt, że Iwan Bezdomny nosił czarne pepegi, co pochodzi od skrótu PPG – Polski Przemysł Gumowy. O ile taki zabieg doskonale przenosi nas w polskie realia ówczesnych czasów, o tyle nie są do końca zgodne z faktami. Gwoli ścisłości, pozostali Tłumacze użyli terminu czarne tenisówki na określenie tychże tłumaczenie Mistrza i Małgorzaty jest lepsze?Na koniec warto przytoczyć fakt, iż sama powieść Bułhakowa jest dziełem niedokończonym, przez co niejednoznacznym i takim też powinna pozostać. Co więcej, każde tłumaczenie Mistrza i Małgorzaty ma do zaoferowania coś unikalnego, jakąś wartość dodaną. Tak jest chociażby w przypadku przekładu I. Lewandowskiej i W. Dąbrowskiego, który opierał się na ocenzurowanej wersji pierwowzoru, co również niesie ze sobą cenne informacje o panujących w latach 60’ i 70’ warunkach geopolitycznych Europy wznowienia przywróciły ocenzurowane fragmenty, niemniej podejście każdego z Tłumaczy było zgoła inne, niż poprzedników. A. Drawicz przywrócił fragmenty wykluczone przez moskiewską cenzurę, ale opierała się na wersji frankfurckiej powieści, które nie zawierały innych zdań i również jest pełna przeinaczeń. G. Przebinda wraz z rodziną chcieli jak najmocniej przybliżyć realia ówczesnej Moskwy, z kolei K. Tur wzbogacił swój przekład o dodatek Czarny mag. J. Cichocki za cel natomiast postawił sobie przetłumaczenie szóstej wersji więc tłumaczenie Mistrza i Małgorzaty jest lepsze? Najlepiej przekonać się o tym osobiście, ponieważ każde z nich jest unikalne, będąc swoistą interpretacją dzieła też polubisz:Tłumaczenie książki – na co zwrócić uwagę i jak wybrać tłumacza?Które tłumaczenie Władcy Pierścieni jest lepsze?Tłumaczenie Harry’ego Pottera – raj czytelnika, koszmar tłumaczaChcesz tłumaczyć literaturę?
Nowe tłumaczenie - klucz do zrozumienia tajemnicy „Mistrza i Małgorzaty" Mogłoby się wydawać, że o arcydziele Bułhakowa powiedziano już wszystko. Po 50 latach od ukazania się książki Grzegorz Przebinda wraz z żoną Leokadią i synem Igorem udowadniają swym nowym tłumaczeniem, że to rodziną Przebindów rozmawia Maria Skąd idea przetłumaczenia „Mistrza i Małgorzaty"?Grzegorz Przebinda: Gdy w połowie lat 80. robiłem obszerne przypisy do wydania w Bibliotece Narodowej, Igor miał wtedy 3 lata. „Mistrz i Małgorzata" wtedy go nie zajmowały, ale umiał już czytać. Potem Igor stał się gorliwym czytelnikiem tego właśnie wydania w tłumaczeniu Ireny Lewandowskiej i Witolda Dąbrowskiego, i ta książka go Igorze, czyli przeczytałeś pierwszy raz tę książkę jako dziecko?Igor Przebinda: Wydaje mi się, że miałem wtedy jakieś 10 lat - to było wtedy wybiórcze czytanie, raczej ignorowałem motyw biblijny, skupiałem się raczej na wątkach obyczajowych - to było to, co najbardziej mnie interesowało. Nie byłem wtedy jeszcze w stanie sam tej książki przyswoić, bo jednak w wieku 10 lat rozumie się tylko część rzeczy. W sumie od tamtego czytania, przeczytałem ją kilkanaście razy. Leokadia Przebinda: Minęło już tyle lat od starego przekładu, nieważne jaką on ma wartość, czas na nowy przekład, na próbę nowego. Marzyłam, by kiedyś z synem coś takiego przedsięwziąć i on ten pomysł chwycił. Z Igorem zaczęłam myśleć o przekładzie, bo my w odbiorze języka zgadzamy się dość dokładnie. Największą wartością tego naszego przekładu jest Przebinda: Dla mnie największą wartością jest odczytanie tej powieści i zrozumienie jej Przebinda: Także rytmu i Często przekład to niewiarygodna łamigłówka. Co zrobić, żeby nie zatracić głębokiej struktury, ale również formy?Leokadia Przebinda: Poskładać tak, by było to zadowolenie - "o teraz wiem, że mi się udało"? Wiele razy dążyliśmy do tego, by wszystkie trzy osoby w zespole powiedziały: tak, Jak dochodziliście do takiego wniosku? Czy odbywało się to na drodze sporów, a może Grzegorz był tym autorytetem?Igor Przebinda: To zależy o jakim fragmencie mówimy, jakim konkretnym rozdziale, akapicie, słowie. Grzegorz Przebinda: I jeszcze o etapie, na jakim tłumaczenie się znajdowało. Byliśmy o wiele bardziej zgodni, gdy przekład już doprowadzaliśmy do ostatecznego rezultatu. Natomiast to, co jest trudnością każdego przekładu zbiorowego - ale też potem, jeśli się znajdzie z tego wyjście, jest jego wartością - to to, iż poza dodanymi formami było też parę równie dobrych, które w przekładzie się nie Przebinda: Trójka jest dobrym układem - nie mówię już o samej magiczności liczby, ale o tym, że jest arbiter, że jest dwóch mówiących „tak", ale przesądza zdanie Rola Igora jest nieprzeceniona, bo troszczył się o odbiorcę swego Przebinda: Zdarzało mi się wrzucać na Facebooka jakieś fragmenty i Przebinda: Aneta, nasza córka, jest młodsza o 8 lat od Igora i jej zdanie jako nowego przyszłego czytelnika również się Igor, podaj przykład swojej zasługi, jakiegoś konkretu, frazy, której się przysłużyłeś. Jakiejś konsultacji na Facebooku?Igor Przebinda: Mój ulubiony motyw z całej książki to jest ten przysłowiowy kocur. W scenie z rozdziału „Czarna magia" jest sytuacja, kiedy ekipa teatru Varietes wchodzi do przymierzalni i pojawia się świta Wolanda. W tym momencie kot Behemot wykonuje drobny numer z piciem wody z karafki i wycieraniem sobie wąsów. Puenta sceny jest taka, że wszyscy jęknęli z zachwytu, a charakteryzator zajęczał: „ale kocur". I to w obecnym języku jest dwukodowe, bo kocur z jednej strony jest kocurem, kotem, z drugiej strony od paru lat funkcjonuje slangowe powiedzenie, że jeśli coś jest kocurem, to jest świetne, np. „Widziałeś ten film?". „No widziałem, kocur".Grzegorz i Leokadia: A my tego nie Przebinda: Chcieliśmy, by to nowe pokolenie czytało właśnie ten utwór, bo nie będą go czytać Ci, którzy mówią: „następny przekład nie jest potrzebny". Michaił Bułhakow Mistrz i Małgorzata Tłumaczenie: Leokadia Anna Przebinda, Grzegorz Przebinda, Igor Przebinda "Mistrz i Małgorzata" – fenomen literacki, który trafia na wszystkie listy „najważniejszych książek do przeczytania przed śmiercią”. Tę opowieść czyta się wielokrotnie, wraca się do niej po latach, odkrywając ją za każdym razem na nowo. To jedno z najbardziej tajemniczych dzieł światowej literatury, pełne zagadek, symboli, niedopowiedzeń. Mogłoby się wydawać, że o arcydziele Bułhakowa powiedziano już wszystko. Grzegorz Przebinda, tłumacz, wybitny znawca Rosji i erudyta, udowadnia, że to nieprawda. Po 50 latach od ukazania się książki wraz z żoną Leokadią i synem Igorem przekłada ją na nowo. Tłumacze odkrywają kolejne warstwy fascynującej historii, rozwiewają wątpliwości, polemizują z poprzednimi przekładami. Oferują nowy klucz do odczytania tej wielkiej księgi, przybliżając ją współczesnemu czytelnikowi. To jeden z tych rzadkich przypadków, gdy przypisy czyta się z równą fascynacją co tekst samej powieści. Michaił Bułhakow – człowiek o wielu twarzach: lekarz frontowy, aktor, dziennikarz, ale przede wszystkim genialny pisarz. Nad swoim największym dziełem – "Mistrzem i Małgorzatą" – pracował przez 12 lat. Chociaż druku nie doczekał, to w chwili wydania powieści z dnia na dzień zyskał nieśmiertelność.
nowe tłumaczenie mistrza i małgorzaty